Witajcie,
dziś przychodzę z nieco innym postem. Jedna z moich obserwatorek na Instagramie pod zdjęciem napisała: widzę, że masz swoich ulubieńców :)
Tak. Oczywiście, że mam i dzięki niej chciałam się z Wami tym podzielić. Mówić dziś będziemy o dwóch kosmetykach marki Oriflame. Nie jestem fanką niektórych kosmetyków tej firmy dlatego, że nie są warte swojej ceny. Seria Giordani Gold jest tego przykładem.
Pierwszy kosmetyczny #musthave to Oriflame Beauty Eyebrow Kit, czyli Zestaw do brwi Oriflame Beauty. Na stronie Oriflame czytamy, że jest to:
Poręczny zestaw do stylizacji brwi. Dzięki niemu podkreślisz kolor i
kształt brwi, dzięki czemu twarz zyska bardziej wyrazisty, ale
jednocześnie bardzo naturalny wygląd. Zawiera 2 cienie, 2 pędzelki i
wosk do układania brwi. 3 g
Moja ocena: Jest to na pewno bardzo poręczny i przydatny produkt, dla mnie jest on niezbędnikiem, ale nie kupiłabym go za cenę katalogową bez promocji czyli 32,90 zł. Jako, że jestem konsultantką to zawsze czekam na promocję kiedy to zestaw kosztuje 19,90 zł (minus zniżka dla konsultantów). Wtedy ten produkt nabiera moim zdaniem na wartości. Co mogę powiedzieć o samych cieniach. Używam ich do brwi i do powiek (zazwyczaj jaśniejszego używam do powiek). Z tymi cieniami nie można chyba przesadzić, czli swobodnie możecie stopniować sobie nimi efekt, co według mnie jest zaletą. Bez bazy na powiekach czy brawiach nie są zbyt trwałe (w połowie dnia widać lekkie "prześwity", jak ktoś ma problem z rolowaniem się cieni tutaj na pewno się to stanie), ale na bazie z pewnością przetrwają Wam cały dzień. Wosku nie używam, więc za bardzo nie wiem co o nim powiedzieć. Kiedyś użyłam i w ciągu dnia włoski zaczęły się bardzo świecić, a ja jestem fanką matu. Od tego czasu używam tylko żelu do brwi. Oprócz dwóch cieni, wosku i lusterka pudełeczko skrywa szufladkę gdzie można znaleźć dwa małe pędzelki skośne (do cieni i wosku). Nie używam ich, dla mnie są zbyt "grube". Mój pędzelek do brwi musi być ostro ścięty. Produkt jest wydajny, przynajmniej tak mi się wydaje. Wystarcza mi spokojnie na 2,5 - 3 miesiące prawie codziennego użytkowania. Moim zdaniem to dużo.
Ocena innych konsultantek/klientek: 4.5/5.
Drugi kosmetyczny #musthave to Very Me Fat Lash Mascara, czyli Pogrubiający tusz do rzęs Very Me Fat Lash. Na stronie Oriflame czytamy:
Bezkonkurencyjnie gęste rzęsy w kilka sekund. Innowacyjna szczoteczka i
formuła pogrubiająca rzęsy nada Twojemu spojrzeniu magnetyczną moc. 8
ml
Moja ocena:
To był pierwszy tusz jaki zamówiłam z katalogu... i już przy nim pozostałam. Po drodze testowałam jeszcze kilka innych tuszy, np.: ten z Giordani i jak dla mnie nie ma porównania. Wiadomo, że na początku jak to przy każdym tuszu jego konsystencja nie zachwyca, ale po pewym czasie kiedy "się wyrobi" na prawdę miło się z nim pracuje. Nie skleja moich rzęs, jedna warstwa wystarczy kiedy chcesz naturalny nienachalny efekt. Dwie lub trzy i masz gęste, pogrubione, ale nie "pajęczakowate" rzęsy. Szczoteczka jest fajnie wyprofilowana i niekiedy, gdy trafię na inny tusz nie spełniający swojej roli po prostu zamieniam szczoteczki. Łatwo się go zmywa, jeśli masz dobry płyn miceralny lub chusteczkę nawilżającą. Przy jednej wartwie wystarczy ciepła woda. Kiedy tusz ma już kilka dobrych tygodni i zaczyna wysychać niestety kruszy się w ciągu dnia. Nie jest to może kłopotliwe, bo nie kruszy się aż tak bardzo, ale zaczyna wyglądać nieestetycznie. Jego cena katalogowa bez promocji to 19,90 zł, natomiast prawie w każdym katalogu jest przeceniony. raz kosztuje 9,90zł innym razem 11,90 zł, teraz kosztuje 13,90 zł (minus zniżka dla konsultantów). Myślę, że jak za taką cenę to jest to bardzo dobry tusz i serdecznie go polecam.
Ocena innych konsultantek/klientek: 4/5.
Podobają Wam się takie posty? Nieco się rozpisałam i chyba za dużo jak na dwa produkty, ale chciałam wszystko ładnie i dokładnie wyjasnić i zapoznać Was z tymi kosmetykami.
Serdecznie zapraszam do obserwowania mnie na innych portalach. Linki macie po lewej lub kliknijcie proszę tu:
♥Instagram
♥Facebook
♥Twitter
♥YouTube
Do następnego spisania, buziaki.