czwartek, 3 czerwca 2010

Georg Byron

Do Lady Caroline Lamb
(…) nawet jeśli od czasu do czasu będziesz próbowała
podstępów, nie uda Ci się to na stałe; co zresztą wychodzi
na lepsze: niepowodzenie uśmierzy skłonność. Każde słowo,
które wypowiadasz, każde zdanie, które piszesz, świadczy,
iż jesteś albo szczera, albo szalona. A skoro przekonałem się,
że to pierwsze nie jest prawdą, muszę wierzyć w drugą
możliwość.
Nigdy nie znałem kobiety obdarzonej większymi, bardziej
uroczymi talentami ogólnymi – jakie powinna mieć kobieta:
ze wszystkiego po trochu, a niczego zbyt wiele. Ale na
nieszczęście łączą się one u Ciebie z całkowitym brakiem
rozsądku w postępowaniu. Na przykład, liścik do rąk Twego
pazia, czy myślisz, że dałem? Czy sądziłaś, że to uczynię?
Oczywiście, że nie dałem.
A następne – Twoje serce, moja biedna Caro (cóż to za
wulkanik!), które toczy swą lawę przez Twe żyły. A jednak
nie chciałbym ani odrobinę chłodniejszego, jeśliby miało
zamienić się w płytę marmuru takiego, jaki widzi się nieraz
(chcę Ci wyjaśnić swoją głupią przenośnię) w postaci waz,
stolików, itp., gdy lawa z Wezuwiusza stwardnieje
po wybuchu. Ale chcę skończyć już z tymi obrzydliwymi
metaforami; wiesz dobrze, że zawsze uważałem Cię za istotkę
najdowcipniejszą, najmilszą, najbardziej niedorzeczną, uroczą,
niepokojącą, niebezpieczną, najbardziej fascynującą
ze wszystkich, jakie dziś żyją czy też żyły może 2000 lat
temu. Nie chcę Ci mówić o piękności: nie jestem dobrym
sędzią. Ale nasze piękności przestają być piękne, gdy są
blisko Ciebie, więc albo jest w Tobie piękność, albo coś
lepszego. Ta niedorzeczność, Droga Caro, jest moim
pierwszym i ostatnim komplementem (jeśli w ogóle nim jest)
dla Ciebie. Często czyniłaś mi wyrzuty, że skąpię Ci
pochwał: ale inni wynagrodzą Ci to moje zaniedbanie.

.
Byron

Brak komentarzy

Prześlij komentarz