wtorek, 13 marca 2012

początek końca

Od ostatniego wpisu wiele się zmieniło. Rzeczy dzieją się w takim tempie, że zaczynałam się w tym wszystkim gubić. Zacznę może od początku.
Studia są coraz cięższe, doszło nam sporo nowych przedmiotów, np.: matematyka dyskretna, algorytmy, projektowanie grafiki, nowe media.. To tylko niektóre z nich. Nazwy przerażają, wiem. Jak pomyślę, że czeka mnie rachunek prawdopodobieństwa, gdzie w LO unikałam tego jak ognia, tak tutaj znów muszę przez to przejść. Na uczelni siedzę 3 weekendy w miesiącu, średnio po 13 godzin. Wykańcza mnie to. Całe szczęście, że mam auto, bo nie wyobrażam sobie czekania całą wieczność na autobus, który i tak nie przyjedzie, albo jazda tramwajem, w którym bardzo łatwo o zaczepkę pijanego kolesia. A miałam już takie przypadki i nie wspominam ich miło. I przekonałam się, że ludzie nie są tak pomocni i odważni jak mi się zdawało. Teraz nigdzie nie można czuć się bezpiecznym. Generalnie przez zajęcia miałam bardzo mało czasu, niby od poniedziałku do czwartku mam wolne, ale przy ilości materiału, który muszę opanować to naprawdę niewiele. Zatraciłam się w tym, starałam się mieć czas dla grupy, aby się zintegrować i nie stać się odludkiem, bo tego też nie lubię. Nie zdawałam sobie sprawy, że zaniedbuję swój związek. Wczoraj jedna osoba mi to klarownie przedstawiła. Wiem, że ma rację i wstyd mi, że tak postępowałam. Zostałam ukarana w najgorszy według mnie sposób. Nieumiejętność rozmowy z drugą połówką sprawiła nam straszny zawód. Ja się nie domyśliłam, a on nie powiedział wprost. Popełnił okropny błąd, którego jak twierdzi – żałuje i nie wyobraża sobie życia beze mnie. Widzę jak cierpi, bo czuje to samo. Jestem młoda, mam dopiero dwadzieścia lat, studiuję, a jedynym problemem powinna być w tej chwili sesja i nauka. Powinnam być szczęśliwa, a nie płakać co noc w poduszkę. I co ja mam teraz zrobić? Kolejna szansa? A jeśli to niczego go nie nauczyło? Jedni mówią nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, inni, że do trzech razy sztuka, ale my jesteśmy już poza tymi granicami. Zawiodłam się na nim już wiele razy, na początku zrzucałam to na młody wiek, później wybaczałam, bo warto próbować zawalczyć o to co się kocha, a teraz wiem, że to nie tylko jego wina. Nigdy wina nie leży po jednej ze stron. Oboje sobie to zrobiliśmy i dlatego się nad tym zastanawiam. Poznałam go przeszło 3 lata temu i strasznie się od niego uzależniłam. Jest mi źle i dobrze jednocześnie. Nie czuję presji, nikt mnie nie kontroluje w jakiś sposób. Przyjaciółka mi powiedziała, że jestem zupełnie inna bez niego. Może i mają rację ? Ale ja już żałuję, że go zostawiłam. To niewiarygodne, że tak młoda duszyczka, tak intensywnie odczuwa brak kogoś bliskiego. Nie samowitą to ma moc.
PS.Jeśli ktoś doczytał do końca, to dziękuję.

Brak komentarzy

Prześlij komentarz